- Edycja 6. – 2013 r.
(Godło: „Nulek”) – wyróżnienie za wiersze: Skarga; Panie, już pora; Moja śmierć
Skarga
Koślawo splotłeś mnie, Panie,
na wieczne rozchybotanie,
na drżenie w dłoni zmęczonej
w ciernie z wikliny zrobione
wplątanej.
Gdzie indziej myśl Twa błądziła.
Może w obłokach się skryła,
gdy plotłeś mnie – koszyk krzywy,
lecz w środku – z sercem prawdziwym,
bym żyła?
Splot trzeszczy, mijają lata,
czas giętkość ze mnie wymiata,
brak sił, by dźwigać wciąż brzemię…
Czekam, aż los mnie o ziemię
rozpłata.
Panie, już pora
Panie, już pora.
W mym koszu ziarno brzmieje.
Chcę w świat je posłać, jak miłość, jak nadzieję.
Już kosz ku ziemi
gnie mnie jak witek pęk.
Nie czas na zastój,
na niemoc
i na lęk…
Panie, już pora.
W wiklinie moich dłoni
już za owocem soczystym owoc goni,
już zbiorów moment,
już złoci się ten dzień.
Nie czas na zwłokę,
na myśl,
na ból,
na sen…
Panie, już pora.
Już pusty koszyk wlokę,
już nic w nim nie mam. Już słabszy krok za krokiem.
Myśl tylko jedna
w umyśle niczym żerdź
sterczy samotnie…
To kres.
To już.
To… śmierć.
Moja śmierć
Moja śmierć ma koszyczek z wikliny.
moja śmierć ma filcowe bambosze.
Siada ciężko w trzeszczącym fotelu,
gdy na kawę ją czasem zaproszę…
Siada ciężko w fotelu bujanym,
wzdycha, jak to jej trudno już chodzić
i że upał dokucza, a tutaj
rok w zlecenia zanadto obrodził…
Później sięga do kosza po jabłko,
sprawiedliwie dzieli na połówki
i tak sobie chrupiemy, wciąż gwarząc
o detalach tej naszej harówki…
Potem śmierć się zamyśla na chwilę,
jakby z żalu, że musi już odejść.
Wpadnie kiedyś – nie po, ale do mnie –
obiecuje, gładząc się po brodzie.
Moja śmierć bywa u mnie co tydzień,
oswajamy się z sobą powoli
wśród wikliny trzeszczącej jak starość,
której sama śmierć przecież się boi.
- Edycja 5. – 2011 r.
(Godło: „Chochlik”) – I miejsce za wiersze: Święta, Modlitwa do świętej od koszyków, Mój anioł
Święta
Wymyślam świętą
Od koszyków
Jej hieratyczna postać
Zgięta nad niedokończonym
Koszem
Twarde
Spracowane dłonie
Oczy w ciepłym odcieniu wikliny
Zmarszczki wyżłobione skupieniem
Na głowie
Warkocz
Nad głową
Pleciona w pośpiechu
Aureola
Może zginęła
Wpleciona w koło
Broniąc nieugięcie
Swojego warsztatu
Gdzieś pod Nowym Tomyślem
A może umarła
Cichutko przy pracy
Niemłoda
Nad młodymi pędami
Sancta
Salix
Fidelis
Miserere nobis
Modlitwa do świętej od koszyków
Święta Pleciugo
Patronko wikliny
Ugnij się
Nade mną
Daj giętkość języka
I nieugiętość karku
Nogi smukłe i mocne
Jak wiklinowe witki
Mięśnie splecione
Siłę by przenieść
Ciężar niespełnionych marzeń
Święta Pleciugo
Wpleć mnie łagodnie
W harmonię świata
Znajdź miejsce
I odpowiednią porę
Na mnie
Na miłość
Na odpoczynek
Po znoju
I dopleć
Szczęśliwe zakończenie
Każdemu splotowi
Okoliczności
Święta Pleciugo
O dłoniach twardych
Zdrewniałych
Ugnij
Ulituj się
Nade mną
Mój anioł
Mój anioł stróż
Ma skrzydła z wikliny
I mieści się w koszyku
Giętki
Jakoś przeciska się
Między moją złością a rozczarowaniem
Że znów zamiast
Splotu dusz
Tylko plotki i powikłania
Czasem smagnie
Witką po dłoni
Wyciągniętej w złą stronę
Czasem ugnie się
Pod ciężarem
Moich siedmiu
Banałów
Głównych
Ale potem w ciszy
Splata palce i
Trzeszcząc skrzydłami
Leci do nieba
Z tym uciążliwym balastem
Wraca
Lżejszy o kolejne marzenia
Przysiada na pałąku
I wzdycha
Cóż ty znów pleciesz?